Wiosna.

Chociaż prognoza pogody straszy śniegiem, czuć wiosnę.

Przebiśniegi!
 

Zatęskniłam za formą luźnych, podagankowych wpisów - ostatnio jakoś nie miałam weny na dzielenie się codziennością. Głównie dlatego, że chciałabym ten czas wyciąć z marginesem z historii życia. Jednak ostatnio poczułam jakiś powiew optymizmu... nie za duży, ale zawsze. Czuję więc iskierki radości spacerując po mieście i widząc budzącą się do życia przyrodę. Jest ciepło. Jest dobrze. 

Obok prosektorium rozkwitły krokusy :D



A w centrum rośnie takie śmieszne drzewko.


Poza zajęciami trzeba jakoś żyć. Aktualnie ze współlokatorem mamy fazę na nowe przepisy:

Makaron z łososiem i szpinakiem. Polecam.

***

Wystarczy na początek gawędzenia, mogę przejść do tematów modelarskich.

Pierwsza sprawa - pamiętacie połamanego kamiennego konika? Został sklejony kropelką i przemalowany na maść karą, z lekka wypłowiałą od słońca. 








Chciałam ożywić czerń rudawymi końcówkami długiego włosia oraz jabłkami, które na żywo są bardzo subtelne i ledwo widoczne. Żeby je uwidocznić, przydałoby się światło słoneczne - jednak w trakcie sesji było pochmurno, więc musiała wystarczyć lampa błyskowa :P 

Mam słabość do klasycznych maści z dużymi odmianami, więc karusek także takie otrzymał. Szczególnie podoba mi się przejście w różowy nosek.

Podłoże miało imitować wiosenny, błotnisto-kwiatowy wybieg. Stąd też uciapane nóżki.


 

Kolejna rzecz - nowe modele. Tak, też jestem w szoku...

Zacznijmy od większego przybysza.

Breyer Traditional - Catch me nr 1806, z poprawionymi przeze mnie oczami.

Model galopującego siwka przybył do mnie końcem stycznia. Nigdy nie "chorowałam" na Catch me (uwielbiam ten kolekcjonerski slang!). Ciężko powiedzieć, aby wydawanie kasy na figurki, zamiast na jedzenie, solidne obuwie, ubezpieczenie czy cokolwiek innego było podyktowane rozsądkiem, ale... tak było :P Chciałam wrócić do dłubania mini-rzędów - nie w takim stopniu, jak kiedyś, co rzutowałoby na resztę życia (stali Czytelnicy być może pamiętają moje rozkminy sprzed dwóch lat), ale tak trochę. Czasami. Nie dłużej niż 20 minut za jednym razem. Ze stuprocentową pewnością, że rzucę to w pireneje, jeśli akurat zadzwoni psiapsi z propozycją spontanicznego podbijania miasta.

Co prawda na półce widniały już dwa tradki - stary, poczciwy Totilas i customowy prawie-Hickstead. Żadnego z nich nie chciałam uszkodzić ciągłym dopasowywaniem tworzonych rzędów, narażać ich na skórę, klej, ołówek i herbatę, którą zdarza mi się oblać wszystko dookoła, gdy zamachnę się podczas pracy.

 Zależało mi na dynamicznej pozie, dobrym stanie i stosunkowo niskiej cenie. Wyłuskałam trzy oferty, które spełniały te kryteria: wycofanego, uszkodzonego Ideala, Avatar'a, i właśnie Catch me. Rzeźby dwóch pierwszych były dziełem Susan Carlton Sifton, którą doceniam, ale... miałam kilka modeli spod jej dłuta i nie do końca przemiawiały do mnie przerysowane, kreskówkowe pyszczki. Padło więc na Catch me. Autorką rzeźby jest Morgen Kilbourn, która wyrzeźbiła dla Breyer'a także "Wyatt", "Bristol", "Bobby Jo", a także parkę dostępną od tego roku jako Regular Run, klacz Firefly i źrebię.

Tutaj kilka recenzji tego modelu. Są tam też zawarte podstawowe informacje o modelu, więc ze swojej strony pozwolę sobie dodać głównie osobiste odczucia.

Opis na Capricorn Meadow

Opis na Moja końska pasja z elementami pasji psiej

Opis na Koniuszki

Sesja na Koniuszki (która ostatecznie mnie przekonała).

A więc...  podoba mi się. Ma sympatyczny pysk, ładne jabłka i podkowy. Rany, nie miałam nigdy trada z podkowami.

 

 

 

 

Dostał swój osobisty, granatowo-różowy, skórzany kantar. 



A propos skóry - kupiłam skórę. Monstrualną ilość za grosze. Nowa kucynka dla pokazania skali...


 

Kucyk to zapewne dobrze znana klacz British Spotted Pony z Collecty - nowość 2016 - zakupiona, wbrew moim cebulackim zasadom w Rossmannie. Zdecydowanie nie mogę zaglądać na półki z konikami... one tak patrzą :'D


 

Na żywo jest urocza, na zdjęciach już tak dobrze nie wychodzi. Spodobał mi się przede wszystkim wyraz pyska, a także ugięta nóżka. Maść tarantowata w sumie pasuje do tego moldu, jednak wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Ale od czego ma się pędzel i farby? ;)








***

Na koniec pożegnalne świnki. Jedną z nich jeszcze przed Wielkanocą czeka zabieg. Nie ma to jak przypadkowo wykryta zmiana... trzymajcie kciuki :/




Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!



Komentarze

  1. Miło czytać, że masz się już lepiej i widzisz świat w żywszych barwach. Mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie tylko lepiej, a budząca się do życia planeta w tym pomoże.
    Karus wyszedł prześlicznie, lubię takie klasyki. Z Breyerem porządnie mnie zaskoczyłaś! :O
    Oczywiście bardzo miło będzie znów oglądać nowe rzędy itp. wręcz nie mogę się doczekać! No i kantarków, zdecydowanie swoimi tworami trafiałaś w mój gust. Jeszcze tylko wspomnę, że dla mnie klacz BSP jest bardzo fotogeniczna :p
    Mam nadzieję, że Prosiaczka dzielnie zniesie operację i szybko wróci do zdrowia!
    Przesyłam gorące pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, niesamowicie mi miło <3
      Mam jakiś przypływ weny, więc szykuje się spamowanie każdą rękodzielniczą pierdółką.
      Prosię pozdrawia i jeszcze o niczym nie wie... za to ja czuję, że i mnie potraktują czymś usypiającym w dniu zabiegu. Dziękujemy!

      Usuń

Prześlij komentarz