Przedsesyjny życiowy update (krótko i niemodelarsko).


empty hanging footbridge through forest 

Wyobraź sobie, że idziesz po takim wiszącym moście. Im dalej idziesz, tym mniej jest solidnych, metalowych elementów, a przybywa jedynie spróchniałych deseczek podwieszonych na wzbudzającej wątpliwości linie.

 

Deseczka pęka ci pod nogami. Rozcinasz podudzie o drzazgi.

Idziesz dalej. Pęka kolejny kawałek drewna. Obijasz sobie kolano.

Jesteś na środku mostu. Pękają liny.

Uderzasz z rozpędu o skałę wisząc na resztkach mostu, który wydawał się taki nie do ruszenia. Nie za bardzo masz siłę, by wspiąć się na górę. 

***

To taki obrazowy opis mojego samopoczucia w ostatnich miesiącach. Tak od września, załóżmy. Zerwanie liny nastąpiło jakieś 2 tygodnie temu.

Wiesz, smutno trochę, kiedy w twoim otoczeniu jest mnóstwo niezasłużonego bólu średnio reagującego na mocne opioidy. To sprowadza wątpliwości co do wartości, które zawsze były na pierwszym miejscu. A kiedy już wydaje ci się, że wychodzisz na prostą i jakoś się z tym wszystkim godzisz, płomyk nadziei zostaje zdmuchnięty, a ty przy okazji leżysz, bo dostałeś z kopa od sztywnych jak koci ogon post mortem reguł. I nagle coś, co była dla ciebie cenniejsze niż złoto zaczyna wyglądać jak tombak. Tani, bezwartościowy tombak.

Jakoś w połowie listopada wrzuciłam wpis, gdzie pisałam nieco bardziej wprost. Powisiał kilka dni, usunęłam. Uznałam jednak, że chociaż jakąś okrojoną wersją życiowego update'u się podzielę, jak za czasów szkoły średniej, kiedy to najstraszniejszą i najbardziej stresującą rzeczą była maturka. Fajne to były czasy.

Teraz, po niejasnej historyjce o wiszącym moście możemy już udawać, że jest dobrze. Powrzucam kilka fotek i wklepię parę zdań, jak to miałam w zwyczaju.

***

A więc.

Niedawno skończyłam ostatni blok kliniczny w tym semestrze - pulmonologię (opis w poście o klinikach - klik - postaram się dodać na dniach). Był to dosyć inspirujący oddział...


Poza tym mam oczywiście inne zajęcia, jedne bardziej ciekawe, inne nieco mniej. Z nieobowiązkowych - wspominam bardzo dobrze warsztaty intubacji (i chrupanie wyłamywanych zębów manekina - radzę Wam, spróbujcie nie trafić na mnie za kilka lat na SORze :P). 

A z obowiązkowych? Taka chociażby diagnostyka laboratoryjna - brzmi piekielnie nudno, a to całkiem ciekawe i co najważniejsze przydatne rzeczy! Na szczęście nie uczymy się o tych wszystkich metodach badań (przysięgam, że na słowo "elektroforeza" mam ochotę czymś rzucić), a o interpretacji wyników. Może naskrobię post o przedmiotach przedklinicznych? Przekonuję się, że także są warte uwagi...


W wolnych chwilach - ale takich naprawdę, naprawdę wolnych, kiedy nie próbuję ogarnąć życia, sprzątać, gotować i silikonować prysznica z wykorzystaniem współlokatora - szyję.

Wypadałoby podreperować budżet jakimiś pluszowymi konikami (zwłaszcza że nabyłam manekina do robienia mini rzędów w postaci prawdziwego, niepodrabianego Breyera, ale ciii), a żeby nie przeczyć samej sobie i nie kupować nowych metrów minky - wykorzystuję resztki, zszywając skrawki tak, aby mogły powstać srokate hobby horsy. Czyli chcąc nie chcąc ćwiczę łaty wszywane, przez niektórych faworyzowane, bo odstają mniej niż naszyte. No, niech będzie. Aktualnie szyją się srokacze na bazie kasztanowatej (A4):

Oraz palomino albo jeleniej (A3). Nie jestem pewna.

Choć aktualnie siedzę w swoim starym pokoju w rodzinnym domu, jutro wracam na studia. A tutaj kilka zdjęć świniaków, które także będą miały wycieczkę na Dziki Wschód. Niestety nie tylko rekreacyjne, czarno-białe szczęście czeka wizyta u specjalisty. Sprawa niby nieszczególnie obarczona ryzykiem, ale wiecie... jak ktoś ma pecha, to i na prostej drodze się wyłoży. Więc przeżywam.







 

No i Puszek. Chyba znowu trochę urósł...

***

Nadchodzi sesja. W sumie się cieszę, bo będę mogła zająć czymś myśli. 

No i wiadomo, że posty na bloga najlepiej pisze się, gdy trzeba siadać do książek ;)

***

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!

 






Komentarze

  1. Po dwóch tygodniach, przez które konie wyjątkowo próbowały mnie zabić, a jak coś gryzło, kopało, brykało to wołało się właśnie mnie, wróciłam do domu cała posiniaczona, pokopana i pogryziona i akurat.weszłam przeczytać Twój wpis. I moją pierwszą reakcją było: ,,Dobra, dajcie mi ten most" cx
    A mówiąc już bardziej serio, to przykre, że widzisz swoje wartości rozbite o bruk. Trzymam kciuki, dotrwaj do końca!
    Kiedy zaczęłaś publikować hobby horsy, myślałam że wpadły na chwilę i znikną w przyszłości, ale widzę że stały się Twoją nową pasją. Fajnie wygląda krój, jestem ciekawa jak finalnie wyjdą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za ciepłe słowa!
      Co do szycia hh, sama nie spodziewałam się, że tak mnie wciągnie. A nigdy nie można mnie było zagonić do chociażby zacerowania skarpetek.

      Usuń

Prześlij komentarz