Przegląd bloków klinicznych na 3. roku lekarskiego (semestr V).

Nie samymi konikami żyje człowiek - a ostatnio nawet wszystkim innym, niż konikami. Jedną z najbardziej pochłaniających części życia są oczywiście studia, które w tym roku wyglądają zgoła inaczej niż do tej pory.

 black and gray stethoscope

 Aktualizacje:

23.11.2022.

08.02.2023.

Pierwsze dwa lata upłynęły głównie na kuciu teorii, do szpitala weszliśmy może 5 razy pod koniec drugiego roku. Teraz siedzimy głównie w szpitalach (kilku różnych), na każdym oddziale spędzając pięć dni po kilka godzin, badając pacjentów i przyglądając się zabiegom (ćwiczenia trwają ok. 3-6h na raz), seminaria - czyli zajęcia bardziej teoretyczne najczęściej też są prowadzone w szpitalnych kanciapach. 

Inne przedmioty, takie jak farmakologia czy ukochane przez wszystkich psychospołeczne aspekty medycyny, także są w planie, jednak są zdecydowanie mniej pasjonujące. Istnieje także "bezblocze", czyli wyczekiwane tygodnie, w których można w końcu odpocząć, nadrobić braki w śnie i jedzeniu, czyli czas w którym nie ma zajęć klinicznych. Taki luzik czeka mnie w grudniu - choć mam ambitne plany na nadrobienie zaległości z farmakologii...

***

A więc:

person holding baby's index finger

PEDIATRIA

Zajęcia w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym były bardzo miłym wprowadzeniem w świat klinik.  Można było trafić albo na Oddział Patologii Noworodków, albo na Kardiologię Dziecięcą. Mi trafiły się noworodki i muszę przyznać że ludzkie dzieci nie są takie straszne. Straszne, w sensie onieśmielające - jak tu takie małe "coś" dotknąć, złapać, zbadać, żeby nie uszkodzić? Dlatego też przed wpuszczeniem nas na salę pani doktor przyniosła nam lalkę i zademonstrowała, jak sobie z takimi maluchami radzić.

Same zajęcia upływały na:

- zbieraniu szczegółowego wywiadu, najczęściej z matkami, na temat ciąży, porodu, okresu po urodzeniu,

-badaniu dzieci (mierzenie, badanie odruchów noworodkowych),

- pogadankach teoretycznych.

Mieliśmy okazję zobaczyć salę z kilkoma inkubatorami dla wcześniaków - niesamowity widok, jak takie małe, bezbronne istotki są podpięte do szeregu maszyn...

Pacjentów i ich matek może nie spotkaliśmy szczególnie dużo, jednak można powiedzieć, że był to w miarę szeroki przekrój - od matek młodszych ode mnie, wychowujących już n-te, zaplanowane dziecko, do pań 35+ niestety przegrywających z nałogami w okresie ciąży, co odbijało się na zdrowiu potomstwa. 

(Warto wspomnieć, że na pediatrii było strasznie gorąco - nie przesadzam. Konieczne było wzięcie ze sobą butelki wody i cienkiego ubrania pod fartuch. Szczerze podziwiam personel pracujący w tak wysokich temperaturach. Może pracownicy ochrony zdrowia ewoluują w zmiennocieplne jaszczurki..?)


Ogólne wrażenie: bardzo dobre.

 group of doctors walking on hospital hallway

INTERNA

Mocny kontrast do pediatrii. Zajęcia odbywały się w okrutnie zimnym, starym jak świat szpitalu. Przy okazji wyburzanym, także gdy wchodząc do środka zerknęłam na pracującą kilkanaście metrów od wejścia koparkę, miałam oczy pełne pyłu. No ale to Lublin...

Zresztą pacjenci także do najmłodszych nie należeli, przez co zbieranie wywiadu było utrudnione. Mogliśmy bowiem usłyszeć

a) niezrozumiały bełkot,

b) całą historię życia, ale bez konkretów, co właściwie się stało*,

c) teorie spiskowe, głównie o covidzie.

*(My, studenci nie zatraciliśmy jeszcze resztek uprzejmości i cierpliwości, więc nie krzyczeliśmy jak jeden z lekarzy "Panie! Pan mi odpowiada na pytania! Pan mi nie opowiada swojego życia, mnie to nie interesuje! Tylko to co zapytam!")

Niestety, przebieg zajęć wygląda bardzo różnie w zależności od prowadzącego. Koleżance trafiła się energiczna pani doktor, u której studenci całe zajęcia byli na nogach i z pacjentami, ja niestety bite 3 godziny dziennie siedziałam na strychu na teoretycznych pogadankach. Pacjentów zbadaliśmy, a jakże. Może czterech przez cały tydzień.


Ogólne wrażenie: średnie.


Two dedicated doctors with face masks and rubber gloves looking at x-ray of lungs. Corona virus outbreak concept.

RADIOLOGIA

O radiologii krążą legendy. Można podobno trafić na "bezblocze z radiologii", albo na bardzo surowy, wymagający niemałej nauki oddział.

W obu tych uczelnianych opowieściach tkwi ziarnko prawdy. Mi trafiło się raczej "bezblocze" - zajęcia nie trwały przepisowych 6 (słownie: sześciu) godzin zegarowych, a dużo mniej; z zaliczeniem także nie było problemu. Niestety druga strona medalu nie była taka fajna: nie nauczyliśmy się praktycznie niczego*. Widzieliśmy pojedyncze badania USG, RTG, tomografię i rezonans, a przez większość czasu na zajęciach oglądaliśmy prezentacje.

*Na pewno jednak zapamiętam prędkość, z jaką metalowy długopis leci do rezonansu.

Koleżanka z sąsiedniej grupy trafiła z kolei na ten legendarny, wymagający oddział -  i była bardzo zadowolona. Wymagano od nich nauki, a ćwiczenia były zdecydowanie bliżej oficjalnego czasu trwania niż nasze, ale za to studenci mieli szansę zobaczyć ogrom badań: poza wymienionymi wyżej także np. biopsję tarczycy czy mammografię.

Jedne seminaria miały formę praktyczną i mieliśmy za zadanie wykonać wkłucie do naczynia pod kontrolą USG - oczywiście na fantomie. Reszta seminariów była czysto teoretyczna.


Ogólne wrażenie: średnie

person writing on white paper

KARDIOLOGIA

Kardiologia była... trochę przerażająca, trochę smutna, trochę zabawna. 

Przede wszystkim większość prowadzących (jak wynikało z rozmów z kolegami) nie za bardzo wiedziała co z nami robić. Byliśmy więc cieniem naszej pani doktor, tuptając za nią krok w krok na obchody czy zabiegi. Szczególnie dużo razy mieliśmy okazję zobaczyć badanie echo serca, zarówno przezklatkowe, jak i przezprzełykowe. Mi na sam widok takiej rury robiło się niedobrze... Zobaczyliśmy także umiarawianie akcji serca, zabieg wymiany rozrusznika, duuużo koronarografii (sprawdzanie drożności tętnic wieńcowych przez wprowadzanie do nich kontrastu) i badanie elektrofizjologiczne (sprawdzanie rodzaju zaburzeń rytmu i ich źródła w mięśniu sercowym).

Kardiolodzy sporo uwagi poświęcali lekom (kłania się ukochana farma) i w większości mieli poczucie humoru.

Co jednak przysłaniało pozytywne aspekty tego bloku, to ogólny ścisk i - jakby to ładnie ująć - rozgardiasz na oddziale. Sam remont, szafki na korytarzu, wiercenie w ścianie dwa metry od gabinetu zabiegowego podczas badania - okej. Ale widok pacjentów, i to nie dwóch czy trzech, ale całego ogromu pacjentów leżących na łóżkach na korytarzu, bez żadnych parawanów zapewniających choćby odrobinę prywatności, wokół których non stop przebiega stado personelu i studentów? Słabo, Lublinie, bardzo słabo.

Ogólne wrażenie: złe.

dextrose hanging on stainless steel IV stand

HEMATOLOGIA

Krew i szpik. Czy może być coś gorszego dla osoby mdlejącej z gracją osuwającej się na krzesło podczas pobierania krwi? :P 

Byliśmy obecni na upuście krwi, przetaczaniu krwi i osocza, ale także na trepanobiopsji i biopsji szpiku. Kilku osobom, ze mną na czele robiło się słabo - wbijanie się w kość, jęki przy aspiracji szpiku (bo jak tu znieczulić okostną?) i niesamowity zaduch, to wszystko sprawiało, że padaliśmy jak muchy, nie poprawiając tym wcale humoru pacjentów czekających na badanie... 

Na szczęście przez większość czasu oszczędzano nam takich widoków.  Sporo było pogadanek teoretycznych i wywiadów z pacjentami.

Co bardzo podobało mi się na oddziale, to kwestia higieny. Choroby hematologiczne często wiążą się z upośledzeniem odporności, zatem w wielu miejscach dostępne były zlewy z pełnym dozownikiem mydła i środka odkażającego, specjalne chusteczki do przecierania stetoskopu (również odkażające), rękawiczki w trzech rozmiarach. Dostawaliśmy także codziennie nowe, jednorazowe fartuchy z fizeliny. Moim zdaniem genialny pomysł - pacjenci nie byli narażeni na nasze - bądźmy szczerzy: pełne zarazków, przeciągnięte przez pół szpitala fartuchy - a my nie musieliśmy pamiętać o tej części studenckiego wyposażenia. I zastanawiać się, czy prać potem fartuch z resztą ubrań, czy wygotować osobno.

Ogólne wrażenie: dobre.


a person with a cast on their arm holding something

MEDYCYNA RATUNKOWA

 Śmiech na sali...

Ratunkowa była jednym z najbardziej rozczarowujących bloków. Przynajmniej dla mojej grupy, bo niektórzy trafili całkiem nieźle*.

Na SOR-ze byliśmy tylko pierwszego dnia - a tam od razu "złapałam się" z przydzieloną do nas lekarką. Szokowało mnie wiele rzeczy - kompletny brak poszanowania Pacjenta, głupie żarty nad nieprzytomną osobą, że "pić się [w domyśle i z kontekstu: alkoholu] zachce, to wstanie i będzie chciała żeby ją wypuścić", szycie ran głowy bez znieczulenia. Po co. To tylko kilka szwów. Część osób podzielała moje zniesmaczenie, staraliśmy się nawzajem powstrzymywać od komentarzy, że Kodeks Etyki to nie taka nudna lektura...

Kolejne dni spędziliśmy na oddziale traumatologii. "Ćwiczenia" w swojej najbardziej praktycznej formie polegały na bandażowaniu sobie nawzajem głów i kończyn, czasem była to jedynie slajdologia, często na zajęcia nikt nie przychodził albo wychodził w połowie i mogliśmy sobie iść. Pacjentów widzieliśmy raptem 3-4, plus jedno zakładanie gipsu (asystował jeden student z ponad dziesięcioosobowej grupy).

*część grup miała zajęcia codziennie w innym miejscu (szpitalu/izbie przyjęć), niektórym trafiły się ćwiczenia w Centrum Symulacji Medycznej (gdzie intubowali i przenosili "połamane" fantomy tak, żeby ich bardziej nie uszkodzić), jeszcze inni spędzali tydzień na SOR-ze (pomijając irytującą prowadzącą, chyba najlepsza opcja).


Ogólne wrażenie: złe

PULMONOLOGIA

 Oddział Pulmonologii był dosyć spokojny, niewielki i ciekawie rozplanowany. Nie był to typowy dłuuugi korytarz z salami chorych po jednej stronie, poszczególnymi innymi pomieszczeniami po drugiej, z dyżurką pielęgniarek na samym początku, tak żeby dotarcie do ostatniej sali z Pacjentami powoliło na wyrobienie dziennej normy kroków. Wyglądało to mniej więcej tak:


 (były jeszcze 2 wyjścia na klatkę schodową, których nie narysowałam, a to dosyć oczywiste...)

Nie było opcji, żeby się zgubić albo zmęczyć, biegając w tę i nazad, czułam się więc wyjątkowo dobrze na takim oddziale 😅

Spędzaliśmy czas dosyć aktywnie, towarzysząc lekarzowi na wizytach u chorych (i osłuchując wszystkich po kolei), mierząc ciśnienie, przeprowadzając badania podmiotowe (czyli zbierając wywiad). Pan Doktor robił nam też pogadanki o różnych chorobach, badaniach i najnowszych terapiach. Byliśmy także w przychodni alergologicznej (zazwyczaj tylko słuchaliśmy), na spirometrii i bronchoskopii (dźwięki towarzyszące wsadzaniu rury do oskrzeli były wysoce nieprzyjemne. A warto pamiętać, że Pacjenci byli znieczuleni).

Seminaria były dosyć przejemne, w formie prezentacji. Dużo czasu poświęcono gruźlicy, która wbrew pozorom nadal istnieje w naszym kraju i wcale nie jest jakaś bardzo niespotykana. 

Mieliśmy także jedne zajęcia organizowane przez...  w sumie nie wiem - jakąś jednostkę zajmującą się leczeniem nowotworów płuc 😛 - trochę powtórka z genetyki i immunologii.

Ogólne wrażenie: bardzo dobre

 

Komentarze

  1. Świetnie się to czyta, czuć twoją pasję w opisach. Najbardziej wczułam się podczas czytania o kardiologii i hematologii, ale poza tym cały post jest magnifique. (Czy mogę tak go skomentować?) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! Staram się zebrać w sobie, żeby naskrobać o kolejnych blokach, ale chyba poczekam do końca semestru i uzupełnię więcej na raz. Pozdrawiam serdecznie ^.^

      Usuń

Prześlij komentarz