Postaram się przybliżyć w miarę chronologicznie moją rękodzielniczą aktywność z ostatniego miesiąca.
1. Dokończyłam ogłowie w skali 1:12 i jestem z niego wybitnie zadowolona.
2. Dokończyłam customa na moldzie klaczy arabskiej z firmy safari. Niestety w trakcie malowania dostałam zaćmienia umysłu i zaszalałam z czernią w dolnych partiach nóg. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęłam taką wizję...
3. ... co prowadzi do kolejnego punktu, czyli "dnia napraw drobnych".
(Na kolejny dobry dzień czeka między innymi Totilas, który w niewyjaśnionych okolicznościach złamał plastikowy pręt od podstawki, i biedny stoi opierając się o Catch Me...)
- przywróciłam nogom arabki stosowny do wybranej maści kolor.
- pomalowałam oczka niezidentyfikowanej rzeźbie konia, zwanego Benkiem
- zamalowałam ubytem farby na nodze Valegro... Valegro?!
4. Nowością w stadku jest m.in. właśnie Valegro w skali traditional. Do tej pory zadowalałam się jego mini wersją, zakładając, że nie będzie okazji do zakupu tego modelu w normalnej cenie. Normalnej dla mnie - czyli zbliżonej do ceny zwykłego, wycofanego Regular Runa, a nie jakby był jakimś limitowanym białym krukiem. A jednak - trafiłam.
Kolejnym nabytkiem jest podróbka Trakehnera - już kiedyś upolowałam takiego konika, tylko w wersji siwej - klik. Choć ten ma o wiele ciekawszy fryz :P
Model oczywiście idzie pod pędzel. Waham się między maścią karo-srokatą tobiano, a tarantowatą - karą leopard. Trochę obawiam się włoskowania przy tarancie, z drugiej strony chciałabym spróbować... Na razie jednak model wymaga pozbawania włosia i preppingu, więc mam czas do namysłu.
5. Szyciowe projekty udą do przodu. Priorytetem było uszycie materiałowego paśnika po wypadku z paśnikiem z tworzywa (zerwany pazur i krew na połowie klatki, na szczęście wszystko się pięknie zagoiło. Biedny piglet!).
Oh well.
6. Hobby horse A5 na zamówienie - portret kucyka, niestety galopującego już po wiecznie zielonych pastwiskach. Skończony dosłownie wczoraj, mam nadzieję że niebawem dotrze do swojej właścicielki.
7. A propos twórczości hobby horse'owej (naprawdę nie mam pojęcia jak to odmienić...) - po wielu bojach, anulowanych zamówieniach (konkretniej dwóch u różnych sprzedawców) dotarły do mnie dwie sztuki mini-wędzideł pasujących do koni w formacie A3. Jej!
Po zejściu z antresoli zajętej przez świnki, udaliśmy się do pierwszej hali. Na początek trafiliśmy na przeróżne koty, w większości śpiące.
Połowę hali zajmowało ptactwo, m.in. przynajmniej setka gołębi ozdobnych. Co do ozdobności niektórych bym polemizowała, niemniej jednak nawet najbardziej zmutowany gołąbek usłyszał, że jest przeuroczy.
Dalej, kury, koguty i inne takie naziemne stworki.
Kaczki i gęsi. Zdjęcia tego nie oddają, ale niektóre kaczki były zielone. Piękne, połyskujące, ciemnozielone.
Króliczki! Przyznam, że czułam się nieco nieswojo. Białe królisie, ciasne klatki jedna na drugiej wywołały flashbacki z jednego z przedmiotów na weterynarii, gdy uczyliśmy sie o zwierzętach wykorzystywanych w badaniach. Brrr. Mam nadzieję, że każdy jeden z tych królików jest kochany i rozpieszczany poza wystawą.
Drugą halę zdominowały zwierzęta gospodarskie...
Egzotyczne...
I konie!
Poza tym jednoczasowo odbywała się wystawa psów, niestety nie udało mi się zrobić dobrych fotek. Miejsce dla siebie znalazły również fundacje, a część wolontariuszy przyjechała z psiakami do adopcji. Moje serce skradł tulący się do wszystkich, mały, czarny piesek. Kurczę. Zmieścilibyśmy się wszyscy w domu... najchętniej wzięłabym te wszystkie psiaki.
Na halach można było zaopatrzyć się również w fanty dla siebie (koszulki, torby, pluszaki - wszelkiej maści pierdoły) i dla swojego pupila (ja popatrzyłam na przeróżne ziółka, ale ceny były powalające - jak przystoi na takie eventy). Punkt gasto także istniał, choć nie zachęcał zapachem całodniowego smażonego oleju.
Krótkie przemyślenia. Bardzo, baaardzo fajnie było zobaczyć tyle różnych gatunków (ras, odmian) zwierząt zgromadzonych w jednym miejscu. Popatrzeć z bliska, niektóre pogłaskać, porozmawiać z hodowcami, poczęstować się wizytówkami jeśli rozważa się nowego członka rodziny.
Z drugiej strony, targi trwały prawie cały dzień i większość zwierząt była widocznie zmęczona, zestresowana ciągłym hałasem i ludzkimi łapami, przed którymi nie miały gdzie uciec. Szczególna dysproporcja była widoczna między kotami, a królikami czy gołębiami. Stanowiska kociarzy były zdominowane przez naprawdę spore kojce, często z folią, a nie kratkami od strony zwiedzających (niemożność wsadzenia paluszków), z wygodnymi legowiskami (i jedną miniaturową kanapą...), częściowo zakryte. Z kolei króliki ledwo miały możliwość obrócenia się w klatce, do których zwiedzający mieli dostęp z obu stron - to musiało być niekomfortowe.
Jeśli chodzi o świnki - dobrze, że gdzieniegdzie były powieszone ulotki z informacją, że hodowle CCP to jedyne etyczne źródło do zakupienia świnki (świnek - muszą być minimum dwie). Widziałam też dziewczynę rozmawiającą z hodowcami, deklarującą, że prowadzi edukacyjny profil na instagramie. Z drugiej strony - dziwi mnie, że jeden z hodowców miał w misce jakąś g.-karmę z vitapolu, czy inne syfiaste kolorowe chrupki.
***
Tyle na dzisiaj.
Miłego dnia!
Gratuluję przebrnięcia przez sesję. Bardzo ładne twory, szczerze powiem, że arabka nawet bardziej mi się podobała z tymi czarnymi nogami, ale bez nich też jest urocza. Powoli stajesz się mistrzem w szyciu HH, miło obserwuje się twój progres i frajdę, jaką ci sprawia tworzenie nowych koni. Co do targów zwierzęcych, w sumie mam mieszane uczucia. Miło pooglądać tyle zwierząt (sama pewnie bym tam poszła z zamiarem obejrzenia krów) ale jak już wspomniałaś nie są one traktowane po równi. Złotym środkiem byłby zapis w regulaminie o wielkości klatek. Tak dużo i tak mało. :3
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa odnośnie twórczości! Co do zootargów, zgadzam się i mam nadzieję, że w ciągu kolejnych edycji tej imprezy dobro wystawianych zwierząt będzie stawiane na pierwszym miejscu ^^
Usuń