Wiosna.


Chwilę mnie nie było.

Nie mam szczególnie czasu, ani fazy na pisanie. Rozwodzenie się nad takimi pierdołami wydaje się całkowicie pozbawione sensu wobec stresów dnia codziennego - między innymi problemów zdrowotnych mojej starszej świnki. I konieczności napisania pracy (dlaczego dałam się wkręcić w pisanie pracy?!). I życia w ogóle.

Za chwilę jadę do stajni rozproszyć myśli, a póki co nadrabiam zaległości szyciowo-modelarskie. Za wiele nie zdziałałam, ale cóż.

***

Już po rozpoczęciu klinik musiałam spiąć się i dokończyć konika na zamówienie. A5, ten sam szablon co w poprzednim poście. Duża odmiana i dwukolorowe nozdrza napsuły mi krwi i nie wyszły jak chciałam, ale klientka nie miała zastrzeżeń, więc jest ok.




Już jakiś czas temu, po długich przebojach dotarł do mnie mały konik nieznanej produkcji.









Do stada dołączył także "Kennebec Count" dłuta Kathleen Moody (ogier rasy morgan) w stanie body, aktualnie malowany na maść siwą jabłkowitą wyłącznie farbami - bez użycia pigmentów czy pasteli. Praca idzie mozolnie, a resztki poprzedniej farby, których nie udało mi się usunąć dodatkowo wkurzają, ale trudno. Traktuję go jako eksperyment.


 

Na półki zawitały też dwa konie arabskie.

PAM-kę (ta duża) już kiedyś pokazywałam, nawet bardzo podobną do tej. Na kilka dodatkowych zdjęć zasługuje moim zdaniem mniejsza klacz, w skali classic, dłuta Maureen Love. Jest to pierwsza wersja z lat 1973-1971, albo z zestawu z 1979r - ciężko stwierdzić po jednej kiepskiej fotce na Identify Your Breyer.

Zastanawiam się, czy nie będzie dobrym modelem na portret mojego ulubionego konia...







Kilka modeli znalazło nowe domy, m.in. breyer trad. Omega, bodziak w skali classic, stadko koni Lb... na swoją kolej czeka jeszcze kilka innych, ale ta decyzja musi dojrzeć.

***

Na pożegnanie świnki na wybiegu.


***

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!

Komentarze