Nowy hobby horse A3 i customy.

  

Ostatni raz szyłam w… listopadzie? Październiku? Nie jestem pewna, w każdym razie było to już dość dawno temu. W ramach prokrastynacji i ucieczki od nieuchronnego zakopania się w pomocach naukowych (sesja!) uszyłam sobie konika. A co.

Przedstawiony hobby horse jest siwkiem dość sporych rozmiarów, bowiem szablon nieznacznie przekracza granice kartki A3. Po raz pierwszy zastosowałam fizelinę celem usztywnienia materiału i muszę przyznać, że z takim podklejonym minky pracuje się bardzo dobrze. Całość zszyłam ręcznie (głównie dlatego, że maszyna zawala całe biurko, a jednak przeplatałam szycie nauką i potrzebowałam do tego miejsca).









Konik jest wycieniowany farbami akrylowymi, ma realistyczne nozdrza robione testowym sposobem (który moim zdaniem daje naprawdę dobry efekt) oraz grzywę z włóczki zawierającej dyskretne, srebrzyste nitki. Kilka szczegółów poniżej.









 

***

Przejdźmy do modeli, które przybyły do mnie na początku stycznia.



Wiąże się z nimi dłuższa historia. W maju 2022 (!) wysłałam źrebaka na malowanie, w zamian za pewien model. Jako że sama mam spore stadko customów na swoim koncie, zakładałam że pozyskanie nowej skórki dla plasticzka będzie kwestią dni, tygodni, maksymalnie - no nie wiem - dwóch, trzech miesięcy?



Mnie osobiście szlag by trafił, gdyby ktoś zawracał mi głowę co kilka dni, z drugiej strony - artystka nie kwapiła się z informowaniem mnie co do postępów w malowaniu, co wydaje się standardem w dzisiejszych czasach. Uznałam za stosowne prosić o aktualizację stanu figurki co miesiąc. Otrzymałam szeroki wachlarz wymówek - od klejącej się farby, przez trudny okres w szkole, po wypalenie. I jakby - spoko, to tylko moja zachcianka, że chciałam mieć schleichowego źrebaczka w łatki, każdy czasem ma cięższy okres i musi skupić się na sobie. Z drugiej strony - mnie jako klienta w ogóle nie obchodzi, że wykonawca projektu nie ma czasu czy nastroju na jego wykonanie. Przez półtora roku, ponad. Otrzymawszy zapłatę z góry.



Ostatecznie model wrócił do mnie po roku i ośmiu miesiącach, kiedy byłam już solidnie wkurzona. Ciężko więc mi rozpływać się nad urokiem tego konkretnego źrebięcego pyszczka, ale postaram się w przedstawić go w miarę możliwości obiektywnie. 



Wybrałam dla małego hanowerka (schleich nr 13277 z 2004 roku) maść izabelowato-srokatą. Prezentuje się schludnie pod względem jakości i techniki wykonania, osobiście wybrałabym nieco cieplejszy odcień maści i czystsze, jaśniejsze włosie długie, ale to chyba moje zboczenie w stronę konia idealnego świeżo spod myjki. Oczy i kopyta na nadesłanych zdjęciach prezentowały się dużo gorzej niż na żywo, więc miło mnie zaskoczyły. Nie jest to może poziom na live show, ale nie są też całkowicie pozbawionymi szczegółów elementami. Jest okej.










Kolejnym zawiniątkiem w paczce był „gratis”, który okazał się customem na moldzie klaczy lipicańskiej nr 13737 z 2013 roku. Kolorystycznie idealnie pasuje do źrebaka i wydaje się być na ciut lepszym poziomie. Nie powiem, byłam zaskoczona, nie spodziewałam się takiej „rekompensaty” za długi czas oczekiwania, uważam że to całkiem w porządku zachowanie i miły gest ze strony artystki. Klacz prezentuje się pięknie, aż żałuję że wybitnie nie lubię tego moldu 😅












Tutaj kilka fotek „rodzinnych” w towarzystwie ogiera hanowerskiego, także customa.









I kilka ujęć „artystycznych”.





***

Tymczasem biegnę do skryptu z okulistyki.

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!

Krówson.

Chmurka w całej świniokazałości.




 


 



Komentarze