Grudzień - ale jak to?

 No to ten... mamy grudzień.

snow covered car during daytime
Zdjęcie z Unsplash, ale uwierzcie, tak będzie. Brrr!


 

Ostatnio koleżanka podesłała mi filmik, który - jak twierdzi -  bardzo kojarzy jej się ze mną:

 
 

 Więcej chyba nie muszę mówić ;) 

Przejdźmy zatem do właściwej treści posta. Tym razem będzie wyjątkowo uboga w rękodzieło, nam czym ubolewam. Listopad to był istny hardcore pod względem ilości zajęć "studiowych" i świnkowych... Mam nadzieję, że w grudniu będzie spokojniej i uda mi się coś uszyć albo zmajstrować jakiś sprzęt na modele (bo wszelkie aktywności związane z używaniem farb odpuszczam do czasu, gdy będzie można przenieść się na balkon lub chociaż solidnie wywietrzyć mieszkanie).

A więc pierwsza sprawa - wymiany!

Zdecydowałam o pożegnaniu się z trzema modelami, które nie grzały jakoś szczególnie długo miejsca na półkach i były moimi modelarskimi marzeniami z dzieciństwa (no, nastoletniości). Co daje pewne pojęcie o tym, jakie durne jest to nasze gonienie za rzeczami materialnymi - ale mniejsza o to. Na portale aukcyjne powędrowała GG Valentine, Rhapsody in Black oraz Ideal. W każdym z nich jednak coś mnie drażniło 

- w Walentynie zbyt liczne otarcia i za ostry rysunek mięśni jak na pozę, i to w dodatku tylko z jednej strony ciała, a także "ospały" kłus - pół życia myślałam, że to model w stępie i bym się tego trzymała, ale nogi mi się nie zgadzały,

- w Rhapsi fakt, że ledwo trzymała się na nogach, a każde najlżejsze dygnięcie podłoża sprawiało, że leciała na zbity pysk, a dodatkowo jej jeszcze ostrzejsza i podkreślająca mięśnie rzeźba (tłuszczyk to ważna sprawa!)

- a jak już o pyskach mowa, Ideal ma bardzo typowy "Siftonowy" pyszczek. Kwadratowy, rysunkowy, po prostu rozpoznawalny. Kiedyś nie przeszkadzała mi ta specyficzność (w końcu miałam u siebie Snowmana, Californię, Secretariata, skaczącego kuca Connemara...) ale Ideala nie uratowała nawet wyśmienita poza i dobrze wykonana maść.


W ramach wymiany przywędrowały do mnie dwa modele (trzeciego konia sprzedałam):

 

1)  Breyer Traditional 1846 - KB Omega Fahim ++++//, 2021, mold #740 "Shagya Arabian" by Brigitte Eberl

 

 

Mold pojawił się po raz pierwszy w 2016 dla członków Premier Club jako srokaty Yasmin, więc to stosunkowo świeża rzeźba (zwłaszcza w porównaniu z drugim bohaterem wpisu). 


 

Do jakości modelu jako portretu wspomnę tylko, że moim zdaniem ten mold to nie był najlepszy pomysł. Żywy Meg jest bardzo "arabowaty" -  jakby skoncentrowany w sobie (koniarze powiedzą chyba, że sylwetką wpisuje się w kwadrat?) - chociaż to też zależy od zdjęcia czy danego ujęcia na filmiku. Niemniej jednak mold "Shagya Arabian" wskazuje na to, że mamy do czynienia z czymś innym niż zwykłym arabem, i to widać po długiej kłodzie i masywniejszym pysku o profilu zbliżonym bardziej do prostego, niż wklęsłego. Ale do prezentacji arabskich rzędów powiniem się nadać.

 








 

Jeżeli chodzi o malowanie, to Omega jest... ciekawy. To dobry eufemizm do "dziwaczny". Model jest bowiem niby czarny, ale granatowy - szczególnie po zmoczeniu:

 

 

Zabieg ten uważam za chybiony. Zdecydowanie bardziej naturalnie prezentowałaby się brązowa baza, prześwitująca spod nałożonej czerni jak naturalne spłowienia. Na szczęście granatowy poblask nie jest widoczny przez większość czasu... a jak już jest, to nadaje modelowi nieco mistyczny wygląd. A może wałach został wysmarowany jakąś magiczną odżywką albo wyprany w Perwolu.

Co do rzeźby, wychodzę z założenia że skoro się nie znam, to nie będę się czepiać. Model jest szczegółowy (zwłaszcza ten piękny pysk), szczupły (widoczne żebra), ale nie groteskowo odchudzony jak Rapsia. Foty porównawcze poniżej:

 

 

Co do stabilności pozy, która była dość ważnym kryterium w wyborze modelu - stoi! Stoi sam, choć muszę przyznać, że przechyla się lekko w lewo. Mało inwazyjna operacja odgięcia lewego tylnego kopytka powinna pomóc.

Podsumowując, model jest naprawdę ładny, choć nie wywołał efektu "łał".

 ***

2) Breyer Traditional 711610 - Bravour 54 - BreyerFest Celebration Model (13,200 made) - 2023, mold #54 "Trakehner" by Chriss Hess

 


Mold z 1979r., a jeżeli chodzi o zawartość konia w koniu - bije na głowę co niektóre dzisiejsze modele. W moim subiektywnym odczuciu, oczywiście, choć wiem że starsze modele, w tym dzieła pana Hessa mają liczne grono swoich fanów. 

Model jest wygładzony w stosunku do pierwszych wersji tego moldu, ma bujniejszy ogon (nie przeszkadza mi to, choć oryginalny szczurzy ogonek też miał swój urok) i przede wszyskim piękną, ciepłą, dosyć jasną gniadą maść. W połączeniu z odmianami na nogach (z ładnymi krawędziami), bielą na głowie i różowym pyszczkiem podoba mi się chyba najbardziej ze wszystkich produkowanych wersji. 














 

Jako, że to nie jest zwykły Regular Run, a model z BreyerFestu, pozwoliłam sobie na małą dokumentację fotograficzną:



Pudełko całkiem ładne.


 

Do modelu dołączona była wstążka na szyję.



Jak to zwykle bywa, zużyłam zapasy energii pisarskiej do przedstawienia Omegi, a Bravour - przechrzczony na Bursztyna - nie doczekał się ambitniejszego opisu poza tym, że mi się podoba xD.

Z koleżanką po dłucie - Truly Unsurpassed.



***

Z paczki z Bursztynkiem dołączony był także kantarek dla modeli w skali Lb - zobaczcie, jaki śliczny. 



 

A tu z kolei mój jedyny popis na ten miesiąc, skórzany kantar w skali Lb. 





 

***

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!

Bye bye!


PS. Postaram się  dokończyć niebawem wpis o blokach klinicznych, jakie miałam do tej pory - trochę już ich było.


 


Komentarze

  1. Mi też ten czas leci jak szalony szczególnie jak kursuję między szpitalem a uczelnią >.<
    Co do koników: chciałam mieć kiedyś konia na moldzie Rhapsody, ale znacznie bardziej interesowało mnie malowanie "pogodynek". W końcu jednak nie zdobyłam żadnej.
    Omega - hmm... wyglądał ciekawie na zdjęciach firmowych, ale po obejrzeniu Twoich stwierdzam, że dobrze, że nigdy do mnie nie trafił, bo malowanie totalnie do mnie nie przemawia.
    Bravour najładniejszy moim zdaniem, chociaż fanka Hessa nigdy nie byłam i raczej nie będę, ale ładny gniadoszek to must have na półkach. Kantarek też śliczny :)
    Pozdrawiam cieplutko!

    P.S. Ten Ideal to był Oldenberg? Bo akurat ten to jedno z moich marzeń zawsze było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szpitalem? Zastrzygłam uszami - też studiujesz coś medycznego?
      Co do koni, tak - o tego Ideala chodzi, żeby było zabawniej też marzył mi się od zawsze, a jak już go kupiłam - czar prysł. Z pogodynek najbardziej podobała mi się Sunny... ale chyba dojrzewam do myśli, że realizowanie dziecięcych niespełnionych marzeń mija się z celem, bo już jestem starsza i co innego mi się podoba.
      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
    2. Śmiesznie trochę, bo pracuję w szpitalu na stanowisku młodszej księgowej i co jakiś czas na kasie a w tym roku poszłam na biologię na studia zaocznie. Niestety, ale tylko tak mogłam to załatwić, bo z finansami ciężko, ale kiedyś chętnie bym pracowała w laboratorium.
      Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz