Urodzinowe koniki.

Nowości ciąg dalszy. Ostatnio jakoś za często piszę, za wolno odpowiadam i komentuję - ale nadrobię!

Sweetwater’s Zorah Belle nr 1869, czyli „Zoobie” (zawsze zadziwiało mnie, jak długie i dziwaczne imiona ludzie nadają swoim koniom). Koniecznie muszę ją przechrzcić.



Mold „Norwegian Fjord Mare”, lepiej znany jako „Astrid” dłuta Maggie Jenner-Bennet pojawił się po raz pierwszy zaledwie dwa lata temu, a jako Regular Run - w tym roku.

Lubię fiordy. Kojarzą mi się z Norwegią, a Norwegia z pięknymi widokami i chłodem. Same kuce są na tyle charakterystyczne i ciekawe, że uznałam, iż zaproszę na swoją półkę tego oto osobnika. Bardzo spodobała mi się też dynamiczna poza (która wydawała się stabilna, ale nie jest, ale o tym za chwilę), „przyjazność rzędom”, czyli miejsce na pasek za uszami, oraz ogólny kucykowy urok i nienajgorzej oddana, typowa maść. 






















I wiecie co? Może to tylko moje wrażenia, może na starość przestałam się tak ekscytować tymi zachodnimi zabawkami, ale wydaje mi się że kiedyś Breyery były lepsze. Teraz dostrzegam całe stado wad fabrycznych - no nie ma opcji, by były nabyte, bo model jest świeżo wypuszczony z pudełka. 

Zaczynając od drobiazgów, jak niedomalowane ucho, podejrzana szara plama na szyi, zagłębienie w okolicy lewego kolana, jakiś odcisk farby na pysku…






 przez jedno kopyto zdarte, a drugie chlapnięte czarną farbą…




… dochodzimy do prawych kończyn, w szczególności tylnej. Słodki jeżu w morelach, jaka ona jest krzywa! I przez to cały model jest tragicznie niestabilny…





Naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak koń może w taki sposób wygiąć nogę. Oba kopytka dotykające ziemi są niemal w jednej linii, a klacz do najchudszych nie należy. Oh wait, klacz? Dobre sobie. Model nie ma nic między nogami. Ani pod ogonem, ale to jakaś dziwna norma wśród modeli. 




Ponarzekałam. Przejdę zatem do pozytywnych stron modelu. Nie ukrywam, że nie jestem ekspertką i nie znam się jakoś bardzo dobrze na koniach (i m.in. dlatego szalenie brakuje mi rzetelnych, wnikliwych recenzji modeli jakie pisała np. Dorotheah), ale mnie, jako amatora - poza wspomnianymi wyżej wadami nic nie razi po oczach. Rzeźba wydaje się naprawdę dobra, pysk jest bardzo szczegółowy i nie za wąski, jak zdarza się np. koniom od Deborah McDermott. Mięśnie, ścięgna są wyraźnie zarysowane, ale nie przesadnie (do czego skłonność ma np. Brigitte Eberl) i kucynka sprawia wrażenie naprawdę miękkiego misia. Podoba mi się rzeźba długiego włosia: naturalnie rozwiany ogon i falująca grzywa (co jest widoczne od góry). Malowanie poza licznymi wadami fabrycznymi jest ok. Przyjemny dla oka, budyniowy odcień maści ładnie współgra z delikatnym (na pewno delikatniejszymi niż na fotach promocyjnych) cieniowaniem. I znów pochwalę ogon, na którym przejście kolorów są szczególnie dobrze widoczne i po prostu dobre. Oko ma odrobinę bieli, ale to wszystko. Kobyłka najprawdopodobniej dostanie ode mnie żywsze spojrzenie.

Podsumowując: ładny model i cieszę się, że trafił w moje łapki. Dzięki, K.!

***

Z okazji bycia coraz starszą trafiły do mnie także dwa colleciaki: klacz arabska w wersji siwej oraz klacz achał-tekińska maści perlino. Podziękowania dla mojego M. :)



Arabkę posiadałam kiedyś w swoich zbiorach i właściwie z sentymentu wybrałam akurat ten model. Nie planowałam przeróbek, więc zdecydowałam się na bardzo prostą, jasnosiwą maść w której nie ma czego spierniczyć. Ta… mój egzemplarz jest tragicznie zżółknięty, jakby leżał na słońcu od czasów produkcji. Nie widać tego dobrze na zdjęciach, ale uwierzcie mi, że na żywo mocno razi to w oczy. Nie bardzo mogę ją wymienić w sklepie z przyczyn różnych, wiec rozważam kilka opcji. Albo wysłać ją na malowanie na ta sama maść, albo sprzedać lub wymienić i zastąpić ją porządnie zrobionym egzemplarzem. Na razie jednak nie jest to sprawa priorytetowa (w sumie nigdy figurki nie są priorytetem - ale fajnie podzielić się planami i rozkminami na swoim skrawku internetu, skoro otoczenie nie zawsze podziela konikowego świra…)






Da się wyrzeźbić podwozie? Da się. 


Achałka wpadła mi w oko ładnych parę lat temu, jednak zawsze coś mnie ostatecznie zniechęcało. Po dokładnym obejrzeniu, obmacaniu doszłam do wniosku, o co chodziło. Po prostu podobała mi się maść. I tylko maść :P Rzeźba - no nie jest najgorsza. Oczywiście klacz achała nie przypomina, jest za ciężka, w szczególności nóżki ma jak każda babcia - z obrzękami. Wybaczcie takie porównanie… Poza umiarkowanie dynamiczna. Malowanie zdecydowanie łapie za oko - jest cudnie satynowe, połyskujące, kremowe, a od tego gładkiego kremowego ciałka fajnie odznaczają się czysto białe odmiany. Długie włosie także lśni, choć moim zdaniem powinno bardziej wpadać w biel - a na pewno nie w róż, jak końcówka ogona. No cóż, sama mam teraz różowe końcówki, więc wiem że to fajna sprawa i jakoś ten ogon przeżyję. 











Last but not least - Heartbreaker kupiony jako body. Body z racji nielicznych rysek powstałych zapewne po upadkach spowodowanych głównym problemem - biedak nie stał samodzielnie. Na szczęście po dwukrotnej kąpieli w niemal wrzącej wodzie, przeraźliwych wrzaskach i… no dobra. Nie było wrzasków, jedynie pisknięcie kiedy zamiast modelowej nóżki gorącą wodą oberwał mój palec. W każdym razie model stoi teraz samodzielnie koło przedstawianej niedawno mamy. Otrzymał także prosty kantarek z naturalnej skórki. Po ostatnim egzaminie musiałam odreagować. „Tylko jedno w głowie mam, czy farmę zdam…”


Liść dla lepszej stabilizacji… tak na wszelki wypadek.






W tle: moja duma, czyli krzaczki pomidorów, aksamitki i poziomki. Balkonowe grządki to świetna sprawa.








***

Senne chodzące alergeny świnki na pożegnanie:




***

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!




Komentarze

  1. Zacznę od końca, świetny ogródek! Podziwiam za zapał, ale to chyba przychodzi z czasem. Piękne świniaki <3
    Klacz arabską mam w tym wątrobianym malowaniu i jest super. Achałka jakoś mnie nigdy nie wołała, ale kto wie. Chyba wolę tę bułaną czy tam jelenią wersję. Gratuluję nowego breyerka! Kuc jest bardzo ładny, ale bardziej chcę się odnieść do twojej opinii na temat jakości breyerów. Przez hype na grupach, który jest i był już lata temu, myślałam że to fogurki bez skazy i ze złota xD. Secretariat sprowadził mnie na ziemię. W pierwszych postach na BM w sumie o tym pisałam. Ogromne oczekiwania i ogromne rozczarowanie. I może też dlatego bardzo lubię stare moldy! Każdy narzeka, ale (uwaga kontrowersje) mam wrażenie, że mają w sobie więcej duszy i serca. Ach czego ja się doszukuję w kawałku plastiku...
    Ach no i prawie zapomniałam, dobrze, że Heartbreaker odnalazł mamę!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za obszerny komentarz! Tak, breyery od samego początku były gloryfikowane przez polskich kolekcjonerów (kto by zbierałam LB, jak są breyery, tfu), tymczasem to zabawki jak każde inne collecty, schleichy i papiaki xD stare modele mają coś w sobie, tu się zgadzam, choć nie od zawsze tak uważałam.
      Pozdrawiam cieplutko! (czy też raczej chłodniutko, osobiście umieram z gorąca ;_;)

      Usuń

Prześlij komentarz