Dwadzieścia trzy.

 

Oh wow. Jestem stara. 24.06.2018r, kończąc osiemnaście lat ziemskiego żywota, założyłam tego bloga. 

Zastanawiam się jakim cudem minęło pięć lat. Z jednej strony wobec wieczności to jak mrugnięcie okiem, z drugiej mam wrażenie, ze minęły całe wieki i tamtej Oli już nie ma. A na pewno nie jest taka sama i gdyby zobaczyła swoją 23-letnią wersję byłaby w głębokim szoku.



Mój balkonowy ogródek. Pomidorki koktajlowe, aksamitki, poziomka i szczypiorek.

Ten rok był dziwny. Mam wrażenie, że życie wzięło mnie za pysk i wrzuciło do głębokiej kałuży zwanej adolescencją, mówiąc przy tym „Nie sądziłaś, ze coś takiego może ci się przytrafić? No to patrz.” 


Kotek spod bloku w rodzinnej miejscowości.

Zmuszało do definiowania na nowo siebie, swoich wartości i zasad w warunkach konfrontacji ze światem, a nie tylko w teorii. Do ciągłego pytania „Dlaczego? Po co? Czemu tak, a nie inaczej?”, i zastanawiania się czy ja naprawdę tak uważam, czy po prostu tak miałam wpajane przez całe dotychczasowe życie. #najgorzej, że sama nie wiem. Ale mam nadzieję że dzięki terapii się dowiem.


Mój gruby puszysty siostrzeniec.


Zmuszało do pogodzenia się, że nie na wszystko mamy wpływ i nie każdego da się uratować. Zarówno w sferze osobistej, jak i… w sumie też osobistej, lecz bardziej zawodowej. Wiecie, mnie to autentycznie boli, gdy zbieram wywiad z Pacjentem z przerzutami wszędzie, który miał już wcześniej rozpoznane podejrzane zmiany w rtg, ale żaden lekarz mu o tym nie powiedział. Z Pacjentem młodszym ode mnie, który wylądował na dializach i dajboże w kolejce do przeszczepu nerki, bo rodzinny przez lata ignorował zmiany w moczu. Ze starszą Panią, która trafia do szpitala po każdych Świętach, na które przyjeżdża osoba, którą uratował jej syn, samemu przy tym ginąc…


Ćwiczenia z szycia. To mi się podoba.


To tylko kilka przykładów ludzkich tragedii i nieudolności ochrony zdrowia. Na system i „5 minut na pacjenta” niekoniecznie mam wpływ (chociaż chciałbym w to wierzyć przed wyborami), mam jedynie wpływ na siebie i na to, jaką lekarką będę. A chce być najlepsza. To też dokłada stresu i presji i dopiero uczę się, jak dążyć do celu nie wykańczając się po drodze. 


Niezwiązany z niczym kwitnący szczypior.


Mimo wszystko (a może właśnie ze względu na to wszystko?) staram się skupić na przyziemnych sprawach i planach. Trigger warning: będzie trochę mniej ponuro ];)


Zaraz mam zamiar upiec takie babeczki na popołudniowego grilla. Przepis: klik!


Po pierwsze sesja. Czekają mnie jeszcze 3 egzaminy i mam nadzieję, że maksymalnie 1 zostanie na wrzesień xD 

Niezależnie od wyniku, po ostatnim egzaminie mam zamiar standardowo pofarbować włosy na żarówiasty róż i następnego ranka pojechać do Warszawy, na spotkanie kolekcjonerów koni, czy też jak kto woli - live show. Kto też jedzie? 

Swoją drogą dziwi mnie trochę rozrastająca się kolekcja. Zazwyczaj, kiedy życie daje w… mięśnie pośladkowe wielkie, traciłam ochotę na cokolwiek. Tym razem zapadki w mózgu ustawiły się jakoś inaczej i czerpię prostą, ludzką satysfakcję z tego, że zrobię sobie jakieś siodło, pomaluję coś, postawię sobie jakiegoś nowego konika na biurku żeby mi towarzyszył w nauce.

Jak chociażby upolowaną ostatnio klacz Abaco Barb z firmy Safari Ltd., moje nieprodukowane już marzenie z początków kolekcjonerstwa:


Btw, ta rasa już nie istnieje. Ostatnia klacz padła w 2015, choć trwają (albo trwały - znalazłam tylko szczątkowe informacje) prace nad sklonowaniem jej i przywróceniem rasy. Wybaczcie, że nie dam źródła, zaginęło gdzieś w zakładkach, ale ręczę że coś o tych koniach da się wygooglać.








Ostatnio zrobiłam taki prosty rząd skokowy w skali Traditional:










I uszyłam konika, którego sprzedaż pozwoliła mi na wysłanie trzech koników LB na malowanie. Ja już nie mam siły na problemy z farbami, z werniksem, drogie to, klei się czasem, co potem z tym milionem koni robić… a tak, to z głowy. I mam zaciesz że jakiś młody artysta się rozwinie. Łi!










A także zaczęłam bawić się w filcowanie. To chyba nie do końca to, w co chcę iść (i nie, nie chodzi o to że przypadkiem nabiłam się na igłę do filcowania), ale zrobiłam dwa stworki. Pieseł na Dzień Mamy, kosmiczny wiewiór na Dzień Taty.










Spotkanie kolekcjonerów to nie wszystko, co planuję na wakacje. Odczuwam już teraz lekkie reisefieber przed wyjazdem nad morze. Lubię morze. Ale nigdy nie byłam tam z niespokrewnionym osobnikiem. Chociaż wiem, że nie ma się czego bać, ów osobnik jest wspaniały i tęskni za mną nawet, gdy śpię… z wzajemnością :D

 Czekają mnie jeszcze miesięczne praktyki w szpitalu, na Kardiologii, klepnięte w jednym terminie z moim najlepszym kumplem ze studiów. Będzie ciekawie. 

A międzyczasie, kto wie? Dom rodzinny? Jakaś praca albo zlecenia? Wolontariat? Nadrabianie zaległości książkowych? To na pewno :)

Nie omieszkam się podzielić na blogu czymś ciekawym.

***

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!












Komentarze

  1. Sto lat Olu, mam nadzieję, że trochę odpoczniesz i wszystkie złe rzeczy w końcu dadzą ci spokój. <3 Cieszę się, że wciąż publikujesz i mam się do kogo tutaj odezwać. :D Bardzo zazdroszczę klaczy barb, jest śliczna! Rząd na Walentynie też fajnie wygląda, podziwiam, że ludzie robią takie rzeczy. xD Piękny HH, chyba mój ulubiony, jak do tej pory :D Czekam na kolejne, niemodelowe i modelowe wpisy i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło! Ja także cieszę się, że o czymkolwiek tu nie napiszę mam wiernego czytacza. Czytelnika, znaczy :D
      Pozdrowionka!

      Usuń
  2. Odpuszczanie i zrozumienie że nie zawsze można pomóc to chyba dwie najtrudniejsze rzeczy na świecie... Taka dołująca bezsilność.
    Ja tam zawsze podziwiam Twoją produktywność, nie wiem skąd bierzesz siłę i chęci na to wszystko.

    Tymczasem ja, będąca taką amebą, że o organizacji Live Show w moim mieście dowiaduję się z Twojego bloga cx No brawo ja c'x

    Fajny zestaw, powiedziałabym że taki ,,na luzie". Nic nie poklejone, wszystko działa, nie tak sztywny jak moje twory, których aż strach dotknąć. Widzę że zamiłowanie do hobby horsów nadal się rozwija i wychodzi Ci to coraz lepiej, i oby tak dalej :)

    Sto lat i udanych wakacji :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie! Też nie wiem. Chyba jadę na jakimś zasilaniu awaryjnym.
      I cieszę się, że moje twory się podobają :)
      Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń

Prześlij komentarz