Collecta - klacz pełnej krwi angielskiej 88477 i "moje" folbluty.

Kończę właśnie drugi tydzień "bezblocza" - nie oznacza to bynajmniej nicnierobienia, wszak kilka dni przed świętami to najlepszy okres na kolokwia.

 

 

A jak wiadomo, dzień przed kolosem to najlepszy czas na zajmowania się absolutnie wszystkimi pierdołami, które nie mają najmniejszego związku z nauką. Właśnie wtedy pstryknęłam kilka fotek modelu, który niedawno zasilił moje niewielkie stadko. Na swoje usprawiedliwienie mam pogodę, która w owym dniu pozwoliła na kilka słonecznych zdjęć... teraz tylko chmury i śnieg.

 Mowa mianowicie o klaczy pełnej krwi angielskiej z firmy collecta o numerze 88477 w skali little bits (1:24). Jej kara wersja ma numer 88478, a firma wyprodukowała jeszcze klacz tej samej rasy w skali deluxe (1:12).












Sama figurka spodobała mi się już na samym początku zainteresowania plastikiem (czyli jakieś 8 lat temu), ale nie było sposobności do zakupu. Teraz muszę przyznać nastoletniej mnie dobre oko do modeli, bo kobyłka jest naprawdę świetna. Lekki kłus, delikatne wygięcie, szczegółowy pysk i nogi... nie to co dzisiejsze kolekciaki, idące w stronę wytrzymałych Horse Shaped Objects dla dzieci. Swoją drogą, nowości na przyszły rok ładnie podsumowała Blue - klik

Nie bez znaczenia jest również fakt, że to na folblutach zaczynałam moją jeździecką przygodę. Folblutach z tego co mi wiadomo po torach, więc na ile to było rozsądne, ciężko powiedzieć. Niestety z tego okresu nie  mam zbyt wiele zdjęć - przynajmniej na komputerze. Teraz - w sumie od ładnych kilku lat -  "moja" stajnia jazd dla byle rekreantów nie prowadzi, a część koni miała pojechać (znowu, tyle zrozumiałam jako dziecko ze stajennych plotek) na rzeź. 

Klacz SEGASTA. Energiczna i bardzo przyjemna do jazdy. Pojawiła się po "czystkach" w końskim pogłowiu.

Wałach SAGE. Duży, miśkowaty, nie do wkurzenia. I nie do ruszenia...

Klacz DOROMIKA. Jeździłam na niej sporadycznie, nie mam zbyt wielu wspomnień.

Klacz SESPECJA. Spokrewniona z SECADĄ. Obie bardzo lubiłam.
 

Niektóre z nich da się wyszukać w "Bazie Koni". Brak daty padnięcia daje nikłą nadzieję, że jednak nie skończyły na włoskim talerzu i żyją nie tylko w sercach dzieciaków uczęszczających do kozienickiej stajni za czasów jej świetności.

***

Tyle na dzisiaj.

Miłego dnia!


 

Komentarze

  1. Mnie sam model nigdy nie przekonywał, mimo że za rasą przepadam. Odrzucała mnie grzywa. :p
    Z ciekawości trochę poszperałam w sprawie żywych folblutów, ale niestety nie znalazłam nic na ich temat, miejmy nadzieję, że mają się dobrze.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na żywo wygląda lepiej, ale cóż, może to dobrze że nie wszystkie modele się podobają - portfel bezpieczniejszy i miejsca trochę więcej :p
      Pozdrawiam również!

      Usuń

Prześlij komentarz