Podsumowanie marca.

Aż chciałoby się napisać coś błyskotliwego na początek po (nie tak znowu długiej jak na moje standardy) przerwie, ale celniej się nie da.

 

Zdążyłam już zapomnieć o odśnieżaniu samochodu i o tym, że podczas tej czynności warto byłoby  nie zgarniać sobie śniegu z pojazdu prosto na buty 😉 Zresztą nie tylko mieszkańcy Dzikiego Wschodu obudzili się z przeświadczeniem,  że coś tu kurczę jest nie tak. Z moich rodzinnych stron i od siostry także spływały zdjęcia tego zimnego, anielskiego łupieżu.


Ale nie o tym chciałam dziś napisać, jak sugeruje tytuł posta. Pomyślałam, że krótkie podsumowania miesiąca mogą zadziałać motywująco i pomogą jakoś totalny chaos wynikający z prób połączenia prozy życia z pasjami i czasem wolnym.

A czas wolny w domu to głównie testowanie przepisów w sam raz dla cukrzyków.

A więc...

Końcówka lutego i początek marca były stresujące - wszyscy wiemy przez kogo - dlatego starałam się regularnie odcinać od newsów, w takim oto lesie na przykład:


 

Niemniej po jakimś czasie trzeba było skupić się na uczelnianych sprawach. I to w stopniu zdecydowanie większym, niż do tej pory - co semestr zmieniają się prowadzący z każdego przedmiotu i moja grupa trafiła nie najlepiej, na praktycznie same kosy... oby nam to na dobre wyszło w czasie sesji letniej.

 Poza tym w wolnych chwilach udało mi się sprzedać siwka:

 

Wobec tego zaczęłam szyć kolejnego konika. Jakimś cudem wyszłam z wprawy i mały niedoszły fiord, po cyknięciu pamiątkowej fotki został okrutnie rozpruty, bo taki tragicznie krzywy i tak nie miałby szans:

 

 

Za to kolejny, większy kolega wyglądał znośnie i cierpliwie czekał na dokończenie:

 

 

 

 

Zaczęłam bawić się w amatorskiego fotografa, cykając zdjęcia kwiatów z 8. marca 💖

 

Z (ze?) środka miesiąca pamiętam niewiele - gorączka powyżej 39 stopni zdecydowanie nie sprzyja właściwie niczemu. I jak się okazało mieszkanie samemu nie zawsze jest fajne,  na szczęście po godzinnej podróży dotarłam do domu i mogłam umierać. Konsekwencją nieobecności było oczywiście odrabianie/zaliczenia materiału ze wszystkich zajęć, do tego wpadł jakiś drugi termin... Nie robiłam nic poza próbą przyswojenia wiedzy.


Końcówka miesiąca z jednej strony była w porządku - ruszyłam nieco pluszowego konika., udawało się także "D po kamieniach" zaliczać wszystko po kolei na studiach. Rozjechała się za to inna kwestia, ale to już wolę zachować dla siebie.

Wracając do hh, przyszyłam grzywę i zaczęłam cieniowanie (będzie skarogniady). Na razie wygląda obiecująco. 

Zaczęło mnie też znowu ciągnąć do artystyczno-modelarskich rzeczy (efekt ucieczki?), postanowiłam więc wykorzystać resztki farb oraz werniksu i pomalować klacz dońską z collecty. Zatrzymałam się na etapie wyboru maści.

Poza tym piękne, ciepłe dni sprzyjały spacerom i łapaniu wspomnień. Korzystałam ile się dało. Tu się nie będę rozpisywać, więc łapcie w ramach rekompensaty zdjęcia stokrotek pomponette:


 
***

Z planów kwietniowych.

Mam zamiar przede wszystkim chwytać dni, póki jest w miarę dobrze. Nie wiem, czy to wpływ aktualnego hitu "We might be dead by tommorow", ale to bez znaczenia. Kończę wpis, zamykam laptopa i biegnę w rzeczywistość!

Z planów blogowych: może w końcu zbiorę się do napisania wpisu o przedmiotach na moich aktualnych studiach - a nazbierało się trochę tego, w końcu cały poprzedni rok przemilczałam z myślą, że mogę zrezygnować. Dziś wiem, że dopóki mnie nie wyrzucą nie ma takiej opcji.

Przybyło mi też kilka przeczytanych pozycji, wartych uwagi, więc one też dostaną swoje pięć minut w kulturalnych poleceniach.

***

A co u Was nowego?

Miłego dnia!

Komentarze

  1. W siwku jestem zakochana, nie dziwota, że znalazł dom. Czekam na wpis o szkole no i nowościach czytelniczych (szczególnie). U mnie jest dobrze? Powoli wraca chęć na plastiki, ale już widzę zmianę w tym, jak je traktuję. Nie są świętością nie do dotknięcia, no może niektóre. Poza tym mam już pierwszy termin wyjazdowy ze swojej letniej pracy i nawet się cieszę, trochę brakowało mi życia w trasie (chociaż nie na tyle, żeby spędzić w niej tyle czasu, co w tamtym roku). Planuję iść na prawo jazdy, ale to tyle załatwiania... No nic, już nie narzekam, nowy post jest, tam też już swoje powiedziałam, także pozderki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielce spóźnione dzięki za komentarz <3 i powodzenia w realizacji planów! Prawko to fajna sprawa, daje poczucie wolności. Pozdrawiam cieplutko:D

      Usuń

Prześlij komentarz