Bananaquit i spółka.

 Skusiłam się ostatnio na model. Rzecz to dziwna, bo już nie raz i nie dwa wykurzałam gummipferde z półek z myślą o pozostawieniu tylko najlepszych breyerów; poza tym z reguły figurka, która wpadnie mi w oko musi odbyć 30-dniowy test chciejstwa, czyli jeśli nadal podoba mi się po 30 dniach od zauroczenia, dopiero wtedy paczkomat stoi otworem.

A tu cyk.

Model od Brigitte Eberl? Arab? Za dwie cyfry? Bierę.

 

 WIA BE10004 - Brigitte Eberl Edition (1:18) - Sharif - Black


 

Swoją drogą kary ogier został przechrzczony na Bananaquit, bo

a) brzmi to zabawnie

b) to słowo naprawdę istnieje, wygooglujcie sobie

 

Rzeźba i wykonanie

Po otworzeniu paczki aż pufnęłam. Może była to kwestia endorfin po zaliczeniu odpytki, może faktycznie jakość rzeźby karusa. Bez dwóch zdań bliżej mu do prawdziwego konia niż takiemu na przykład papiakowi, czy schleichowi. 

Model ma piękny zarys mięśni powierzchownych, ścięgien i żeber (sic!). Jest szczuplutki, proporcjonalny, posiada takie szczegóły jak dół podżuchwowy, strzałki i odbyt (wiecie, że jeszcze tylko jeden plastik w mojej kolekcji ma zaznaczoną tę część ciała? O co chodzi, to chyba nieszczególnie trudne do odwzorowania...)

Grzywa i ogon wyglądają na przyklejone, co cieszy mnie niezmiernie, bo są średnio ładne i konik zostanie opitolony prędzej czy później. Szkoda tylko, że ogon przylega do zadka.

Co do materiału... w trakcie pisania tego posta chciałam sprawdzić odporność na urazy i urwałam grzywkę 😆 także nie jest to twór pancerny. Kadłubek jest jednak dosyć twardy, a nogi i inne cienkie rzeczy dają się odginać, ale nie zawiązać w supeł, jak nóżki kolekciaków.

Jeśli chodzi o ogólne wykonanie, to jest naprawdę nieźle. Nie byłam pewna, czego spodziewać się po modelu WIA - choć za taką cenę spodziewałam się czegoś lepszego od "standardowych" gumiaków - ale nie zawiodłam się. Tworzywo pozwoliło na ograniczenie zaniku detali, niemniej jednak na figurce występują drobne nadlewki, czy grudki. Model jest jednak pieruńsko niestabilny, co może być źródłem otarć. Przynajmniej mój egzemplarz tak ma, chociaż na blogu Capricorn także zauważyłam podkładki pod prawym tylnym kopytem. Coś tu jest na rzeczy. Przygotujcie się na podkowy ortopedyczne...











Maść 

Zwykły, jednolicie czarny karus. Nie miejmy złudzeń - to w końcu masówka. Na plus są jednak dobrze pomalowane kopyta, ciemniejsze po stronie podeszwowej. Wielu zachwalało pod niebiosa oczy tego modelu, jednak moim zdaniem są... dobre, ale do poprawki. Konkretnie to źrenica do domalowania, bo na modelu jest idealnie okrągłą kropką. Oczy są nabłyszczone, podobnie jak wnętrze chrap. Kasztany jedynie namalowane. Odmiany na nogach są w miarę okej, ale te na głowie pozostawiają wiele do życzenia.




 

Porównanie z innymi modelami

Model jest naprawdę drobniutki. Pasuje wzrostem do klaczy papo, klacz z collecty (nie przyglądajcie się, jest jeszcze niedokończona...) przewyższa go dosyć sporo. Jeśli dobrze kojarzę, modele z safari powinny być najbardziej zbliżone wzrostem i posturą.





***

Dobrze, jak już prokrastynuję, pisząc, to wspomnę jeszcze o dwóch kantarkach w skali trad, jakie ostatnio zrobiłam: pomarańczowym z taśmy rypsowej oraz sznurkowym, który najlepiej nie wygląda, ale jest różowy




 

 

***

Tyle na dzisiaj.

 Miłego weekendu! 

Pamiętajcie, że grobbing w tym roku jest zabroniony.



Komentarze

  1. Aaa, Sharif jest cudowny! Must have :D Gratuluję nabytku, a kantarki, jak zwykle śliczne.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieee… Sharif jest taki piękny, idealny na customa, wszystkie blogi go prawie opisują (wszystkie – nie no, trochę przesadziłam, tylko kilka), a ja nie mam możliwości jego kupna. Ale cieszę się, że mogę go przynajmniej poznać – od różnych stron, oczu, gustów itd. :)
    Pozdrawiam i gratuluję tego pana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, i trzymam kciuki, żebyś kiedyś mogła spełnić modelarskie marzenie :-)

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę, że zwykli śmiertelnicy mogą mieć u siebie miniaturki Arek, ale ogólnie mam mieszane uczucia do tego modelu. Na plus jest to, że jest arabem, ale teraz wpadamy na drogę wielu minusów. Dla mnie niefajna jest poza, mam już jeden tak model i wystarczy, oczywiście oba na pewno się bardzo różnią, ale noga w górze, to noga w górze, oczu nie oszukasz. Dalej nie podoba mi się maść, znaczy fajnie, że karus, bo mało ich, lecz wykonanie leży. I tak produkcja jest masowa, lecz np. taki Lancelot ma cienie (pomińmy inną maść), jeśli się chce, to można. Następną wadą są ubytki oraz rysy na modelu, które powstały podczas produkcji, niefajnie. Przyklejona grzywa to dla wielu plus, dla innych okropny minus, takie beztalencia, jak ja będą mogły jedynie na nią patrzeć, ewentualnie oddać do przeróbki, pamiętając, że wtedy mold nie będzie już oryginalny. Następnie mamy łamliwość modelu, o czym napisał już każdy jego posiadacz. Trochę szkoda. Mimo wszystko cieszę się, że na rynek zostają wypuszczane tak unikalne modele, jest to urozmaicenie dla kolekcjonerów i sama z chęcią przygarnę Sharifa, jeśli przypadkiem na niego wpadnę. A halter to cudo. <3 Kojarzy mi się z cukierkami świątecznymi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, najbardziej dopracowany model to to nie jest, ale różnica i tak kolosalna w porównaniu do innych gummipferde. Dziękuję za miłe słowa :-D

      Usuń
  4. Tu Konielka tylko chyba się nie zalogowałam xD
    Na początku jak zobaczyłam tego konia to stwierdziłam, że kompletnie nie mój typ modelu, ale za drugim razem pomyślałam, że w sumie jest super - orginalny, dobry materiał na dynamiczne zdjęcia, całkiem realistyczna rzeźba. Także jednocześnie mi się podoba i nie x). Przeszkadzają mi jednak te pozostałości po odlewie, takie duże kreski. No w każdym razie gratuluje nowego konika!:) A co do kantarkow to śliczne są, ten pomarańczowy wpada w mój gust:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa! Mnie nie ciągnie do robienia zdjęć w plenerze, ale gdyby Sharif wpadł w Twoje ręce, na pewno powstałyby świetne fotki ;-)

      Usuń
  5. Gratuluję nowego nabytku! Bananaquit to może i dziwne dla Sharifa imię, ale w jakiś sposób mu pasuje. Faktycznie mało który konik ma zaznaczony odbyt... o co z tym chodzi?
    Odkąd tylko zobaczyłam wytwory firmy WIA miałam wrażenie, że to jednak wyższa jakość od Schleicha i Collecty. Rzeźba i malowanie kopyt są cudowne, denerwują mnie tylko te nadlewki. I u Ciebie i u Capricorn modele mają gorsze nadlewki niż CollectA. Jak dotąd nie zapragnęłam żadnego modelu z tej firmy aż tak bardzo, żeby któryś nabyć, mimo że chyba wszystkie mi się podobają. Jestem jednak ciekawa, jak ta masa dałaby się nożyczkować, więc kto wie... może się skuszę, chociaż żeby oskrobać grzywę (która tak jak zauważyłaś jest minusem Sharifa). Moim zdaniem to fajnie, że jest taki malutki, bo w końcu araby to nie są wielkie konie.

    Nie wiem co masz do różowego halterka, moim zdaniem wygląda świetnie! Z czego go zrobiłaś? Materiał bardzo przypomina ten prawdziwy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki! Jeśli chodzi o nożyczkowanie (u mnie raczej skalpelowanie) to Sharif jest dosyć oporny, twardy, da się go kroić tylko jak kebaba, warstwa po warstwie. Ostatnio wpadłam na zmiękczanie masy gorącą wodą, to też trochę pomaga.
    Halterek zrobiłam ze sznureczka z monocerusa, całkiem fajny materiał.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz