Taka sytuacja. Spokojnie rozwiązuję sobie arkusz maturalny z chemii na korkach, zadanie po zadaniu, reakcja po reakcji, a tu nagle w poleceniu...
Że czyjej teorii?! O fosforze, przecież Brønsted określił kwasy w inny sposób niż Lewis, a Arrhenius pewnie jeszcze inaczej...
Jak się okazało, chodziło o najbardziej znaną definicję kwasów i zasad - czyli że kwas to związek, który dysocjuje z wytworzeniem kationu wodorowego, a zasada - anionu hydroksylowego.
Banał.
Dzisiaj podrzucam cztery pytania, które zadaję sobie w stresujących sytuacjach. Polecam zapisać wszystkie wnioski na kartce!
1. Czego właściwie się boję?
Na przykład: strasznie bałam się egzaminu na prawo jazdy. Wiecie, egzamin brzmi groźnie. W gruncie rzeczy chodziło o manewry, które robiłam mniej więcej milion razy, oraz godzinkę jazdy po dobrze znanym mieście i wykonywaniu poleceń osoby siedzącej obok - jak na kursie, tylko z kamerami i bez śmieszków.
Okej, śmieszki były po wyjściu z L-ki.
2. Co najgorszego może się stać?
Czy kiedy obleję, świat stanie w płomieniach? Czy dostanę wylewu krwi do mózgu? Czy rodzice mnie wydziedziczą? (pytałam - odpowiedź była przecząca). Czy dzieci będą bardziej głodne niż w tej chwili?
Czy po prostu pójdę do okienka i zapiszę się na kolejny termin?
3. Co ja mogę z tym zrobić?
Właściwie nie mam wpływu na sytuację na drodze. Ani na pogodę, ani na nastrój egzaminatora (spoiler: egzaminatorzy to też ludzie, zwykle przyjaźni, z którymi da się pogadać albo nawet pożartować).
Po prostu przygotowywałam się najlepiej jak mogłam - ćwicząc ruszanie pod górkę na podjeździe kumpla, rysując oznaczenia różnych rodzajów świateł i układając dziwne wierszyki w celu zapamiętania, gdzie jest wlew oleju.
4. Czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie za rok?
I don't think so. Zawsze zostają pociągi.
Dodajcie do tego szczyptę pozytywnego myślenia i do boju!
Miłego weekendu!
![]() |
chemia rozszerzona maj 2013 |
Że czyjej teorii?! O fosforze, przecież Brønsted określił kwasy w inny sposób niż Lewis, a Arrhenius pewnie jeszcze inaczej...
Jak się okazało, chodziło o najbardziej znaną definicję kwasów i zasad - czyli że kwas to związek, który dysocjuje z wytworzeniem kationu wodorowego, a zasada - anionu hydroksylowego.
Banał.
Dzisiaj podrzucam cztery pytania, które zadaję sobie w stresujących sytuacjach. Polecam zapisać wszystkie wnioski na kartce!
1. Czego właściwie się boję?
Na przykład: strasznie bałam się egzaminu na prawo jazdy. Wiecie, egzamin brzmi groźnie. W gruncie rzeczy chodziło o manewry, które robiłam mniej więcej milion razy, oraz godzinkę jazdy po dobrze znanym mieście i wykonywaniu poleceń osoby siedzącej obok - jak na kursie, tylko z kamerami i bez śmieszków.
Okej, śmieszki były po wyjściu z L-ki.
2. Co najgorszego może się stać?
Czy kiedy obleję, świat stanie w płomieniach? Czy dostanę wylewu krwi do mózgu? Czy rodzice mnie wydziedziczą? (pytałam - odpowiedź była przecząca). Czy dzieci będą bardziej głodne niż w tej chwili?
Czy po prostu pójdę do okienka i zapiszę się na kolejny termin?
3. Co ja mogę z tym zrobić?
Właściwie nie mam wpływu na sytuację na drodze. Ani na pogodę, ani na nastrój egzaminatora (spoiler: egzaminatorzy to też ludzie, zwykle przyjaźni, z którymi da się pogadać albo nawet pożartować).
Po prostu przygotowywałam się najlepiej jak mogłam - ćwicząc ruszanie pod górkę na podjeździe kumpla, rysując oznaczenia różnych rodzajów świateł i układając dziwne wierszyki w celu zapamiętania, gdzie jest wlew oleju.
4. Czy to będzie miało jakiekolwiek znaczenie za rok?
I don't think so. Zawsze zostają pociągi.
Dodajcie do tego szczyptę pozytywnego myślenia i do boju!
Miłego weekendu!
Faktycznie może to pomóc, chociaż są sytuacje w których nic to nie da. Przykładowo ja jeździłam na Kucyku, który niestety przez ok. dwa miesiące powoził o byle g., a ja nie byłam w stanie w ogóle się opanować i go zatrzymać, skupiałam się tylko na tym żeby siedzieć. Po tym dostałam irracjonalnego strachu, który zaczynał się już kiedy zakładałam ochraniacze, a najgorszy był kiedy wsiadłam na konia. Polegał na tym, że po prostu się bałam i nie byłam w stanie powiedzieć czego, bo wbrew pozorom nie przerażała mnie wcale myśl że mógłby ponieść odskoczyć czy zacząć brykać. Mijał dopiero po pierwszym lub drugim galopie i przedtem nie byłam w stanie zrobić z nim nic, po prostu nic. A wszystko przez to, że był to strach wynikający ze.. strachu i niczego więcej
OdpowiedzUsuńBać się strachu - to bardzo mądre (parafrazuję Dumbledore'a ;-)). Wydaje mi się, że Twój strach nie był irracjonalny - to całkiem sensowna reakcja organizmu na potencjalne niebezpieczeństwo (zawsze możesz jednak spaść i nie wstać, tfu, tfu!).
UsuńNiemniej jednak zostawiam tę kwestię psychologom, i dziękuję za rozbudowany komentarz :-D
Pozdrawiam!
Świetny post, chociaż zgodzę się z komem powyżej, że nie zawsze to pomoże. Ale muszę wypróbować, bo w moim przypadku to raczej zadziała ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Racja, zawsze jest jakieś "ale". Daj znać, jak się sprawdza ta metoda ;-)
UsuńPozdrawiam!