Dwadzieścia cztery.

 

Sesja zdana! Jestem wolna!

No, może nie do końca, bo trzeba jeszcze odhaczyć praktyki. W tym roku dosłownie odhaczyć i nic więcej, ginekologia nie fascynuje mnie jakoś szczególnie (prawdę mówiąc, to ani trochę). Może druga połowa praktyk na pediatrii będzie bardziej znośna.

man in green long sleeve shirt sitting beside man in white long sleeve shirt

***

Dziś wpadam z wpisem urodzinowym, nieco zaległym, bo powinien pojawić się w poniedziałek. Wtedy to blog skończył 6 lat, a ja osobiście 24. Czuję się staro 😆

I koniecznie muszę się pochwalić, że dostałam skarpetki w cebule!

 


A przechodząc do bardziej końskich rzeczy… przedstawiam sesyjną derkę, robioną po kawałeczku między falami nauki. Granatowa, bardziej elegancka. Świetnie wygląda na gniadym Bursztynku. Zapięcia wykonałam ręcznie (jak dobrze, że kilka lat temu wrzuciłam na nie tutorial, bo już mi się trochę zapomniało, jak to się robi).








Jedyne, co mi tu dziwnie wygląda, to pasy skórzane, a nie parciane. Ale przyjmijmy, że to derka do stajni, nienarażona na deszcz i tego typu rzeczy. Koniecznie chciałam brązowe elementy, a postanowiłam wykorzystać to co mam, bo ostatnio sytuacja z rękodziełem u mnie wyglądała trochę jak na tym memie:

 
Zawsze chomikowałam przeróżne pierdoletty do tak zwanych "robótek", ale teraz naprawdę uzbierało się tego ZA dużo. Niniejszym postanawiam, że nie kupuję żadnych nowych materiałów, dopóki nie zostanie mi ćwierć tego, co teraz upycham kolanem w koszyczku.


Przy okazji pokażę także nieco przerażającą w swym rozmiarze kolekcję. Koniki powędrowały na parapet, oddając półkę, bo jednak matariały na studia wolę mieć na regale, a nie pokitrane po szafach.


Trochę jest tego tałatajstwa. Znaczy, było, bo postanowiłam oszukać trochę ludzką naturę i gdy stare modele mi się opatrzą albo wchodzę w tryb "za dużo, za bardzo rozprasza, aaa" chowam część stadka do takiego oto wiszącego organizera (samodzielnie uszytego, oczywiście). Wisi z tyłu regaliku, więc w oczy nie kłuje, pomieści co najmniej sześć modeli - a małych nawet więcej. A gdy nachodzi chętka na coś nowego, wygrzebuję sobie z tamtąd jakiś stary-nowy model.


Ale zanim na to wpadłam...
Chyba nie pokazywałam tych modeli.
 
Największy, Black Stallion dłuta C. Hessa już wpadł pod pędzel i wygląda aktualnie tak. Musiałam deczko wygiąć mu nogę, żeby w ogóle mógł stanąć, i dla pewności zaopatrzyłam go w "podkowę ortopedyczną" z kleju magik. Na razie stoi i nie leci.
Mam nadzieję, że nie rzucę tego projektu w Pireneje (jak mi się często zdarza) i będę mogła zaprezentować Wam efekty przemiany.
 


Classic Stallion dłuta M. Love, kupiony na doczepkę, czeka na ostateczną decyzję. 
 






 
Podobnie źrebak tej samej rzeźbiarki.
 



A tu całą arabską rodzinką.
 
 
***

Chociaż mam wrażenie, że długo takiej szyciowo-modelarsko-jeździeckiej końskiej trójpolówki nie uciągnę, a przynajmniej nie na tyle, aby w każdej dziedzinie robić satysfakcjonujące postępy... na razie taki jest stan rzeczy. A co wymyślę, co wyjdzie - się zobaczy.

Studia jakoś idą, niepisana część życia też. Raz lepiej, raz gorzej, czyli normalnie.


***
Tyle na dzisiaj. 
Miłego dnia!





Komentarze

  1. Sto lat! Zdrówka, spełnienia marzeń i spokoju <3 Piękne są te twoje koniki vintage, jak je oglądam, to mam ochotę kupić jakiegoś starszego Breyera :") I jaką wielką kolekcję już masz! Pamiętam, kiedy mocno zredukowałaś stado, a teraz proszę :D I pomysł z kieszenią wyśmienity, może też taką zrobię? Tylko u mnie będzie na modele, na które zabraknie już miejsca :P
    I pamiętaj hobby ma być przyjemnością, więc na spokojnie, falowo. Raz koniki z plastiku, raz z pluszu i oczywiście te żywe. :D
    Czekam na kolejny wpis i życzę powodzenia we wszystkich dziedzinach życia!!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz